Przepraszam Gosiu, że tak późno odpisuję, miałam dziś małe święto i dopiero mogę usiąść do komputera. Od początku zatem: raczej byłam wytrwała i konsekwentna w stosowaniu citopsoru. Smarowałam tak jak opisywałam wcześniej. Po zmyciu maści nawilżałam natychmiast skórę, gdyż była zaczerwieniona, czułam świąd i wrażliwość. Kiedy tylko miejsca zmienione chorobowo stawały się suche narastała łuska gruba i brzydka. I tak w kółko. Oczywiście, że przyszło szybko zniechęcenie, chciałam przerwać kurację, Beata przywołała mnie oczywiście do porządku ( ) i zaczęłam jeszcze konsekwentniej, kilka razy zawinęłam się nawet folią, by przyspieszyć działanie maści. To jednak przyniosło skutek taki, że skóra była bardzo zaczerwieniona i czuła na dotyk. Dokuczał mi także potworny świąd. Powróciłam więc do wcześniejszej metody: smarowanie-zmywanie-nawilżanie. Jak napisałam- nie zauważyłam poprawy, łuska jest nadal, wciąż taka sama, nie zmniejszył się też "rozmiar" zmian łuszczycowych. Nie wiem, być może zbyt szybko się poddałam (ponad miesiąc stosowania), być może popełniam jakiś błąd. Sama już nie wiem. Opakowanie citopsoru jest praktycznie puste a widocznych efektów brak.
Pozdrawiam